Szymki. Tu jest jeden z największych szlaków przerzutowych migrantów

i

Autor: Tomasz Matuszkiewicz Szymki. Tu jest jeden z największych szlaków przerzutowych migrantów

Wieś Szymki na Podlasiu. Tędy przebiega szlak przerzutowy nielegalnych migrantów [ZDJĘCIA, WIDEO]

2021-10-28 9:16

Wieś Szymki (woj. podlaskie) położona jest ok. 7 km w linii prostej od granicy Polski z Białorusią. Od początku kryzysu migracyjnego, wiedzie tędy jeden z największych szlaków przerzutowych. - Czasami też przechadzają się środkiem wsi roześmiani od ucha do ucha, jakby byli na wycieczce. Niektórzy z nich są wręcz elegancko ubrani, z drogimi telefonami i zegarkami – relacjonują mieszkańcy wsi.

Mieszkańcy wsi Szymki niemal każdego dnia napotykają grupki wędrujących tędy cudzoziemców i znajdują porzucone przez nich rzeczy. Codziennym widokiem są też samochody "kurierów" na obcych tablicach rejestracyjnych, którzy czekają na nielegalnych migrantów, by wywieźć ich na granicę polsko-niemiecką lub dalej. – Co drugi dzień spotykam takie grupy. Przeważnie to młodzi mężczyźni, często wręcz nastolatkowie, ale są też kobiety i dzieci. Zniszczyli mi ogrodzenie i koczowali u mnie za stodołą, przyjęli ciepły posiłek, ale chleba odmówili – opowiada Łukasz Matus (28 l.), sołtys wsi Szymki. – Co chwilę znajdujemy w okolicy porzucone przez nich rzeczy: ubrania, buty, plecaki, jedzenie, kosmetyki, bilety lotnicze czy inne dokumenty, a słyszałam, że znajdowano też sprawne telefony komórkowe – dodaje żona pana Łukasza, Weronika (24 l.).

Szymki. Opuszczone przez migrantów koczowisko

i

Autor: Tomasz Matuszkiewicz Link: Porzucone przez migrantów koczowisko.

Wieś Szymki. Porzucone przez migrantów koczowisko

W pobliskim lasku, gdzie po przekroczeniu granicy kryją się grupki migrantów, stale można natknąć się na porzucane przez nich koczowiska, pełne przeróżnych śmieci, opakowań po słodyczach czy papierosach, pustych butelek (także po wódce!), konserw (w tym wieprzowych!), przemoczonych plecaków, ubrań i butów, ale także wciąż nadających się do użycia przedmiotów: fabrycznie zamkniętych środków higieny, słodyczy czy przekąsek w opakowaniach z białoruskimi napisami. Czytaj też: Podlaskie: Migranci zdemolowali busa. "Na widok funkcjonariuszy zaczęli demolować pojazd" [WIDEO]

Poproszą o wodę lub papierosa

Nasi rozmówcy podkreślają, że przybysze zza wschodniej granicy nie są agresywni, rzadko też kogokolwiek zaczepiają czy czegoś się domagają. Niechętnie też przyjmują jedzenie. Nie było również poważniejszych kradzieży. Czasem poproszą o wodę lub papierosa, zabiorą bez pytania kilka kawałków drewna i rozpalą ognisko, albo wyrwą kilka sztachet lub zrobią dziurę w siatce i rozbiją tymczasowy obóz na czyimś podwórku.

– Denerwuje nas tylko, jak oni traktują dzieci, w ogóle nie zwracają na nie uwagi, jakby nie były ich. Albo rozbierają je i robią sobie z nimi zdjęcia i filmują telefonami. Czasami też przechadzają się środkiem wsi roześmiani od ucha do ucha, jakby byli na wycieczce. Niektórzy z nich są wręcz elegancko ubrani, z drogimi telefonami i zegarkami. To irytujące – relacjonują małżonkowie Matus.

"Chciałabym, aby to już się skończyło"

– Boję się i chciałabym, aby to już się skończyło, ale nie zapowiada się i wygląda, że będzie jeszcze gorzej. Do czego to w końcu doprowadzi? Do jakiejś prowokacji? Do wojny? – zastanawia się pani Weronika, tuląc do siebie 5-miesięczną córeczkę Michalinę i 3-letniego synka Ignacego. – Naprawdę można się wystraszyć na widok grupki obcych młodych mężczyzn idących środkiem wsi. Lepiej zejść im z drogi – mówi mąż kobiety. – Kiedyś nie zamykało się tu domów czy garaży na klucz, a teraz zamykamy wszystko – dodaje 28-latek. Czytaj też: Usnarz Górny. Dwóch żołnierzy w szpitalu. Migranci próbowali sforsować granicę [WIDEO]

Służby nieustannie patrolują wieś

Napięcie grozy budują też stale przejeżdżające przez okolicę samochody straży granicznej i wojska, z zasłoniętymi tablicami rejestracyjnymi, by nie można było rozpoznać, z jakiej pochodzą jednostki. Męczą także policyjne kontrole, jakimi niemal codziennie poddawani są mieszkańcy i ich samochody, mimo że wieś leży poza terenem objętym stanem wyjątkowym. – Dojeżdżam do pracy w Kondratkach, które akurat są w strefie stanu wyjątkowego. Przed wjazdem do wsi stoi patrol policji i każdego dnia muszę otworzyć bagażnik, pokazać swój dowód osobisty i specjalną przepustkę – tłumaczy pani Weronika. Czytaj też: Kolejne "help pointy" w gminie Michałowo. Imigranci mogą znaleźć tam pomoc

Wieś Szymki na Podlasiu. Opuszczone koczowisko migrantów w lasku przy granicy Polski z Białorusią
Sonda
Imigranci szturmują polską granicę. Co powinien zrobić rząd?