Maciej T. odsiaduje wyrok 25 lat więzienia za zabójstwo swojej aplikantki - Marty K. Znany białostocki prawnik bronił się do samego końca. Ostatecznie sąd nie miał wątpliwości. W 2013 roku zapadł wyrok. - Ofiara miała nie tylko rany świadczące o duszeniu, ale również obrażenia głowy i organów wewnętrznych. Świadczyło to o zadawaniu ciosów. Oskarżony działał z zamiarem bezpośredniego pozbawienia życia - mówił sędzia Sądu Apelacyjnego w Lublinie.
32-letnia Marta pracowała w kancelarii Macieja T. jako aplikantka. Mieli romans, który zakończył się w najgorszy możliwy sposób. Do zbrodni doszło w nocy z 1 na 2 stycznia 2010 roku. Piękna prawniczka oraz Maciej T. wrócili do domu po imprezie. Nad ranem mężczyzna zadzwonił z jej mieszkania na pogotowie. - Mam nieżywą kobietę, nie wiem jak ją reanimować - wybełkotał i podał ratownikom adres. Na miejscu policjanci zastali prawnika Macieja T. (miał wtedy 38 lat). Mężczyzna siedział przy zwłokach swojej współpracownicy, a jednocześnie życiowej partnerki. Był pijany, miał 2 promile alkoholu we krwi. Twarz kobiety była zmasakrowana.
Adwokat, który pochodzi ze znanej rodziny prawników, zapewniał śledczych, że nie zabił swojej partnerki celowo, ale doszło do wypadku podczas seksu. - Zrobił z niej dewiantkę, która zginęła podczas orgii. Niech cała Polska wie, że nie zginęła podczas wyuzdanego seksu, ale została brutalnie pobita i uduszona – mówił naszemu reporterowi ojciec zamordowanej 32-latki. - Wszędzie krew. Na podłodze, w umywalce, pod drzwiami. Kanapa była połamana, a fotel wywrócony – opisywał pan Jerzy.
Grób zamordowanej Marty K. znajduje się na cmentarzu w Korycinie.