Według śledczych sprawcą tragedii był 47-letni Mariusz K. Mężczyzna zasztyletował własną matkę Marię (+72 l.), żonę Joannę (+40 l.) i 10-letnią córeczkę Izę. Potem – według wstępnej wersji – odkręcił gaz i się powiesił, a następnie doszło do wybuchu. Jego ofiary miały na ciele rany od noża, ale też ślady świadczące o tym, iż stawiły napastnikowi zaciekły opór.
Nie jest jednak pewne, czy w willi przy Kasztanowej eksplodował gaz.
Polecany artykuł:
– Strażacy, którzy po wybuchu weszli do budynku, usłyszeli syczenie gazu, co po chwili potwierdzili za pomocą mierników – relacjonuje bryg. Paweł Ostrowski, zastępca komendanta białostockiej straży pożarnej i dowodzący akcją ratunkową w dniu tragedii.
Po zakręceniu dopływu gazu i ugaszeniu niewielkiego pożaru strażacy odnaleźli w domu ciała ofiar.
– Nie możemy jednak z pewnością stwierdzić, że doszło do wybuchu gazu, czy też była to inna substancja. Nie wiemy też, co wywołało eksplozję. To sprawdzą biegli z zakresu pożarnictwa – dodaje bryg. Ostrowski.
Stężenie gazu było stosunkowo niewielkie, możliwe więc, że morderca przyszedł do domu z przygotowanym przez siebie ładunkiem wybuchowym.
Równie zaskakujące fakty mogą jeszcze ujawnić sekcje zwłok, które zostały przeprowadzone we wtorek. Na ich wyniki trzeba jednak poczekać.
Tragedia na ul. Kasztanowej